Za co lubię Eurosport

ef077ee0-d468-11e3-b9b5-65adb76941c6_488249993Czerwona. Czarna. Czerwona. Czarna. Czerwona. Niebieska. Czerwona… W dużym skrócie tak wyglądał mój majówkowy długi weekend pod względem tego, co „leciało” w TV. Mistrzostwa świata w snookerze, rozgrywane w Sheffield, a konkretnie w Crucible Theatre. Umówmy się – mało kto wie, gdzie w ogóle leży Sheffield.

A jednak od kilku lat z zainteresowaniem oglądam, jak dwóch gości przy dużym stole wbija bile czerwone na przemian z innymi kolorami. Nuda. Nuda jak jasna cholera. Ale oglądam. I co gorsze – emocjonuję się! Z tego miejsca chciałbym za to podziękować Eurosportowi, który w dobie astronomicznych cen za prawa TV co rusz potrafi wynaleźć ciekawe transmisje i co ważniejsze – w ciekawy sposób je przedstawić.

Snooker nie porywa tłumów. Śmiało można powiedzieć, że jest to sport niszowy. A jednak dziś nazwiska takie jak Mark Selby, Stephen Hendry, Steve Davis czy enfant terrible światowego snookera Ronnie O’Sullivan brzmią znajomo dla każdego, kto choć raz zetknął się z tą dyscypliną. Eurosport potrafi kreować zainteresowanie tego typu dyscyplinami. To wielka sztuka. Za to bardzo ich cenię.

Kiedyś tak samo było z rugby – to Eurosport w Polsce jako pierwszy transmitował Puchar Sześciu Narodów. I to Eurosport w cudowny sposób potrafił przekazać relację z wyścigu kolarskiego. Kto z Was nie kojarzy rewelacyjnego duetu  Jaroński – Wyrzykowski? Kilka długich godzin na etapie Tour de France. Jadą. Jadą. Góry, lasy, rzeka, droga na Ostrołękę. Jadą. Panowie  w tym czasie imponują wiedzą o kolarstwie i samej Francji. Zawsze świetnie przygotowani potrafią „zagadać” kilka godzin etapu dzięki czemu mogłem emocjonować się rywalizacją Pantaniego, Zabela, Ulricha czy Armstronga.

Snooker. Kogo interesuje snooker?! Otóż ten raz w roku w trakcie MŚ interesuje mnie. Dzięki Eurosportowi.

fot. Eurosport.com