Na Twitterze spadają telewizyjne maski
W telewizji zawsze uśmiechnięci, wyluzowani, sympatyczni. Sprawiają wrażenie przyjaznych, wygadanych i przystępnych. Jest jednak miejsce, gdzie możemy poznać ich drugie, czasem zgoła odmienne oblicze. Dziennikarze telewizyjni. Na Twitterze.
Obserwuj @rafalzochowski
Na tablicy wypełnionej 140 znakowymi wpisami obserwuję głównie tych zajmujących się sportem. Na śledzenie tych od polityki szkoda czasu, zresztą i tak niestety nie mają oni zbyt wiele do powiedzenia. Ze sportowymi jest inaczej – można z kimś podyskutować, wymienić opinie, czasem wyzłośliwiać się z powodu oczywistych sympatii klubowych. Jest ciekawiej.
Twitter pozwala poznać tych ludzi od nieco innej strony. Nie ma grubej warstwy pudru, modnych ciuchów i dobrego oświetlenia. Jest tylko 140 znaków i to, co mają światu do przekazania. Możemy ich poznać od bardziej osobistej strony, przekonać się czy naprawdę są tak uśmiechnięci, wyluzowani i sympatyczni. Czasem zderzenie tych dwóch wizerunków jest dość szokujące.
Na Twitterze spadają telewizyjne maski. Wychodzi szydło z worka, albo jak kto woli – słoma z butów.
Obejdzie się bez nazwisk. Każdy, kto aktywnie uczestniczy w tej społeczności z pewnością ma swoje typy. Jest kilka telewizyjnych gwiazd, które zawsze z jakiegoś powodu miałem za bufonów. Nie wiem czemu, pewnie było to dość niesprawiedliwe z mojej strony, ale przez szkiełko wyglądali na cholernie zarozumiałych. Twitter zmienił to postrzeganie – oni wiedzą do czego to narzędzie służy, wchodzą w interakcje, potrafią dyskutować, wymieniać poglądy, podejmować polemikę. Podoba mi się to. Jednak nie są odcięci od świata, chodzą po tych samych chodnikach i żyją w tej samej czasoprzestrzeni, co ja. Dobrze wiedzieć.
Jest też i druga grupa – przeciwna. Za eksperckim stołem zawsze szeroko uśmiechnięci i wyluzowani, ale wystarczy tylko jeden niepochlebny komentarz, jedno słowo krytyki, jedna polemika i od razu widać, jak bardzo ten telewizyjny obraz odbiega od rzeczywistości. Chamskie riposty, gburowate kpiny, poczucie wyższości.
Przez jakiś czas tolerowałem te chamskie wybryki rozkapryszonych gwiazdeczek. Chciałem być na bieżąco, mieć informacje z pierwszej ręki. Zadziałał jednak mechanizm podobny do tego, który wcześniej zastosowałem w przypadku dziennikarzy politycznych. Naprawdę, czasem po prostu szkoda czasu.