TRT – czyli o dopingowej hipokryzji słów kilka

testo

„At some point, as you start getting older, your balls don’t work as well and you don’t make as much testosterone, but, that’s life and you deal with it. A guy that is 40-years old doesn’t make as much testosterone as a 21-year old so he gets an exemption certificate to say, ‚So now we will give him as much testosterone as a 21-year old.” – Michael Bisping.

Na pierwszy ogień pójdzie temat luźno związany z marketingową stroną sportu, choć jak pokazuje przykład Lance’a Armstronga – z biznesową jak najbardziej! Mowa o dopingu w zawodowym sporcie, a raczej o cichym przyzwoleniu na jego stosowanie. Oficjalnie nikt tego nie przyzna, ale doping w zawodowym sporcie to norma, niestety coraz częściej sankcjonowana, a więc w pełni legalna. W mojej ocenie jakąkolwiek dyskusję na temat dopingu w zawodowym sporcie moglibyśmy zakończyć już w roku 1992. Od przeszło 20 lat trwa jedynie przedstawienie pełne pozorowanych ruchów, pozorowanych działań i udawanego zaskoczenia.

Armstrong jest dziś symbolem oszustwa, dopingowego procederu, zaprzeczenia idei uczciwej rywalizacji. No własnie – czy zawodnik legendarnej grupy US Postal oszukiwał? Z moralnego punktu widzenia łatwo jest powiedzieć, że „jechał na koksie” i dzięki niemu wygrywał. Nie można jednak nie przyznać racji zawodnikowi, który mówi: „koksowali wszyscy, ale wciąż to ja dojechałem do mety pierwszy”. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że rywalizacja w Tour de France była paradoksalnie… uczciwa! Nikt przecież nie ma wątpliwości, że w tych samych latach na niedozwolonym wspomaganiu jechali Pantani czy Urlich.

Kwestia moralnej oceny to jedno, ale przyznanie się Lance’a do stosowania dopingu pociągnęła za sobą także poważne konsekwencje biznesowe. Odcięli się od niego wszyscy sponsorzy (Nike, Trek, Giro i wielu mniejszych) oraz – co dla samego zawodnika było chyba największa karą – został on zmuszony do opuszczenia fundacji „Livestrong”. Nie zanosi się na to, aby Armstrong kiedykolwiek wrócił do profesjonalnego uprawiania sportu.

UCI od dawna zapowiada bezwzględną walkę z dopingiem. W działaniu światowej federacji można dopatrywać się przyczyny, dla której to własnie kolarze są dziś symbolem dopingu. Ich po prostu bada się najdokładniej. W innych sportach kontrole są, ale nie na taką skalę, nie z taką dokładnością. Paszporty biologiczne wprowadzone przez UCI sprawiają, że zawodnik nie wykpi się już byle kłamstwem – w jednym miejscu zmagazynowane są wszystkie wyniki badań jego krwi. Jeśli tylko coś odbiegnie od normy – wszczynane jest dochodzenie.

Temat dopingu w sporcie zawodowym, jak wspomniałem na wstępie  można by zakończyć na roku 1992. Wtedy to MKOl pozwolił na start w Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie koszykarzom NBA. Zawodowcy zza Oceanu zastrzegli jednak, że nie godzą się na kontrole antydopingowe. MKOl pod medialną presją uległ – nie miał wyboru. Bez koszykarzy NBA olimpijski turniej koszykówki mało kogo by interesował. Zdecydowały więc względy biznesowe – po raz pierwszy tak wyraźnie pokazano, że w zderzeniu z perspektywą dużych zysków idee olimpijskie można naginać do woli.

Doping w zawodowych ligach amerykańskich to rzecz dość powszechna. Jankesi domagają się przede wszystkim show, dlatego właściciele klubów i sami zawodnicy nie wahają się przed niczym, co mogłoby poprawić ich wyniki. Im więksi/szybsi/silniejsi zawodnicy, tym lepsze widowisko, tym więcej kibiców zadowolonych, a więc więcej $ w kasie. To bardzo proste równanie sprawia, że reguły zaczynają być coraz mocniej naginane.

W tytule napisałem o TRT. To skrót od Testosterone Replacement Therapy, czyli po polsku – terapii sztucznego uzupełniania poziomu testosteronu w organizmie  Na czym to polega i czemu nie jest traktowane jako doping? Pytanie zasadne, choć argumentacja zwolenników pokrętna. Organizm każdego sportowca jest inny. Jedni są wyżsi, drudzy niżsi, inny mamy zasięg ramion, inną długość nóg. To nasza genetyka – sprawy, na które nie mamy wpływu. Parametry, których nie możemy poprawić podczas treningu. Natura.

Okazuje się, że nie do końca. Tak jak różny mamy wzrost, zasięg ramion czy długość nóg, tak różny mamy poziom testosteronu w naszym organizmie  Młody zawodnik będzie wręcz „kipiał” tym hormonem, a starszy organizm – co całkowicie naturalne – będzie go produkował mniej. Natura? Okazuje się, że w stanach uznano, że zawodnicy MAJĄ PRAWO uzupełniać poziom testosteronu w organizmie  jeśli z jakiegoś powodu produkują go mniej. Lekarze wyliczyli  „widełki” i jeśli zawodnik jest poniżej normy – ma pełne prawo sięgnąć po strzykawkę. Ktoś powie – wyrównanie szans. Ale czy na pewno? Czy starzenie się, a więc naturalny spadek możliwości naszego organizmu nie jest w sporcie zwykłą koleją rzeczy? Niestety, tu po raz kolejny wraca temat amerykańskiej mentalności. Wszystko robione jest z myślą o show, więc jeśli mamy do czynienia z zawodnikiem znanym i lubianym, który przyciąga rzesze kibiców, to dlaczego nie „wspomóc” go, aby był w stanie rywalizować jak równy z równym z zawodnikami o 20 lat młodszymi? W „czystej” grze nie miałby żadnych szans. Ale ta gra czysta nie jest…

TRT zawładnęło światem amerykańskiego MMA. Coraz większa liczba zawodników zgłasza się do lekarzy po „legalną” szprycę – Dan Henderson, Forrest Griffin, Chael Sonnen czy ostatnio Vitor Belfort to tylko pierwsze z brzegu przykłady „dopalania” się testosteronem. Najlepiej całą sytuację podsumował inny zawodnik UFC – Michael Bisping. Co ciekawe, przegrał on swoje pojedynki zarówno z Hendersonem, Sonnenem oraz Belfortem:

„I think it’s absolute nonsense, rubbish, bullshit. Listen, we all get old, we all grow up, you know? At some point, as you start getting older, your balls don’t work as well and you don’t make as much testosterone, but, that’s life and you deal with it. A guy that is 40-years old doesn’t make as much testosterone as a 21-year old so he gets an exemption certificate to say, ‚So now we will give him as much testosterone as a 21-year old.’

Well, what about me, I’m 33 (years of age), I’m not making the same amount as a 21-year old, but I make more than a 40-year old. Where do we draw the line? It’s nonsense. Listen, nature determines that and I don’t think we should interfere with that. I think it’s cheating very, very well, it’s dressed up. Its nonsense, its absolute bullshit and I, for one, am very, very against it. I would never ever do that. I am who I am and I’ve done well doing what I do.”

Temat budzi wielkie kontrowersje, ale nie przeszkadza to władzom UFC tolerować zawodników stosujących TRT. Chciałoby się powiedzieć: „Show must go on”. Sprawa dzieli też samych zawodników. Niektórzy, tak jak Bisping czy Kenny Florian, uważają, że powinno być to całkowicie zabronione. Inni uważają, że skoro już pozwoliło się na stosowanie TRT, to takie prawo powinni mieć wszyscy. Wygląda więc na to, że furtka do stosowania dopingu całkowicie legalnie otwiera się coraz szerzej.

W powyższym materiale Florian zwrócił uwagę na najważniejszy aspekt TRT. Testosteron nie pomaga w walce – zawodnicy wciąż muszą umieć się bić. Dzięki terapii mogą jednak trenować bardziej wydajnie, mogą dłużej przebywać na sali i znacznie szybciej się regenerować. To jest istota dopingu. Regeneracja.
 
Skoro każdy człowiek produkuje testosteron w innej ilości, jak sprawdzić czy w poziom wykryty w jego organizmie jest naturalny, czy sztucznie pompowany? Do tego służy porównanie stosunku testosteronu do epitestosteronu, który u normalnego człowieka wynosi 1:1. I tu dochodzimy do największej hipokryzji zawodowego sportu. Badania antydopingowe dopuszczają bowiem stosunek 4:1, a nawet 6:1! Dopiero przekroczenie tej granicy dyskwalifikuje zawodnika. Jak łatwo zgadnąć, bez sztucznego wspomagania osiągnięcie stosunku 4:1 nie jest możliwe. Dlaczego więc komisje antydopingowe dopuszczają wyższe stężenie testosteronu w organizmach sportowców? Wedle zawodników i lekarzy stosunek T/E może ulec zmianie także na skutek stosowania innych środków suplementacyjnych, które są całkowicie legalne. Według nich sztywne trzymanie się stosunku T/E 1:1 prowadziłoby więc do częstych wyników fałszywie pozytywnych, które mogłyby rujnować kariery „czystym” sportowcom. Stad margines, który dochodzi nawet do stosunku 6:1. Nie trudno się domyślić, do czego może to prowadzić.

W organizmie zdyskwalifikowanego w 2012 roku Alistara Overeema stosunek T/E wynosił… 14:1.

 

alistairovereem_2190017b

Jak w tym świetle wygląda walka światowych federacji z dopingiem? Czy wciąż można ją traktować poważnie? Przecież równie obszerny tekst można by napisać o astmie i środkach stosowanych przez narciarki… Kiedy do Europy „zawita” na dobre TRT?

A może w imię „show” powinno się na doping w zawodowym sporcie pozwalać? Kolarze stosowali EPO na kilka lat przed tym, jak UCI nauczyła się je wykrywać. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że i dziś najbogatsi sportowcy stosują środki, o których dowiemy się dopiero za kilka lat. Kto straci wtedy zdobywane dziś tytuły? Z drugiej strony – czy jeśli otwarcie pozwolimy na stosowanie dopingu, to nie zgubimy gdzieś szlachetnej idei sportowej rywalizacji?

Prawda jest bolesna – tam gdzie zaczyna się biznes, kończy się sport. Sport zawodowy zawsze będzie nierozerwalnie związany z farmakologią – nigdy od tego nie uciekniemy, ponieważ zbyt wielu ludzi ma interes w tym, aby zwyciężać. Za wszelką cenę.