Puchar Ameryki nie musi niczego udowadniać
Znowu będzie o żaglach! Tym razem chcę wdać się w małą polemikę z wieloma osobami, które – bez dwóch zdań – wiedzą o żeglarstwie znacznie więcej ode mnie. To żaden afront, ani negowanie kompetencji, wręcz przeciwnie. Z pokorą przyjmuję, że osoby te na żeglarstwie zjadły zęby, jednak nie oznacza to, że absolutnie we wszystkim muszę się zgadzać. Kto mnie z resztą zna – ten wie. Zawsze na kontrze.
Chodzi o przyszłość Pucharu Ameryki, a jakże! Po zakończonych w tym roku na Bermudach regatach, w którym bezapelacyjnym zwycięzcą został Emirates Team New Zealand, rozpoczęła się dyskusja na temat tego, co dalej. Popularni Kiwi, jako jedyny liczący się syndykat, nie podpisali porozumienia ramowego definiującego przyszłość regat o srebrny dzbanek, a jako aktualnemu posiadaczowi tego trofeum to właśnie Nowozelandczykom przysługuje prawo określenia zasad kolejnej rywalizacji.
Tuż po regatach pisałem:
Niestety regaty zorganizowane na Bermudach potwierdziły moje najgorsze przeczucia. Rywalizacja latających nad wodą katamaranów AC45 była szalenie pasjonująca, momentami wręcz zapierająca dech w piersiach. Było to coś zupełnie innego, czego dotąd nie widzieliśmy.
czytaj całość: Co dalej z Pucharem Ameryki?
Bez dwóch zdań nowa formula regat sprawiła, że Puchar Ameryki stał się Formułą 1 żeglarstwa w pełnym tego słowa znaczeniu. – Powrót z katamaranów do jednokadłubowców będzie czymś w rodzaju poproszenia kierowców F1, aby na torze ścigali się luksusowymi limuzynami – napisał publicysta „The Telegraph”, Michael Harvey. Podobne głosy można przeczytać w naszym kraju. – Gdyby tak się stało, byłoby to jak rezygnacja z samolotów odrzutowych na rzecz klasycznych, napędzanych silnikami tłokowymi – tak o ewentualnym powrocie do jednokadłubowców napisał w sierpniowym numeru „Żagli” Paweł Paterek. Takich głosów jest więcej.
Tylko… czy faktycznie o to w tym chodzi? Czy Puchar Ameryki musi być tą Formułą 1 żeglarstwa? Według mnie nie. To nie są regaty Volvo Ocean Race, Syndey-Hobart czy Vendée Globe, gdzie poza walką o zwycięstwo, uczestnicy rywalizują również o rekordowy czas żeglugi. W Pucharze Ameryki czas się nie ma znaczenia – liczy się tylko pierwszy na mecie. There is no second! Czy więc faktycznie Puchar Ameryki musi stać na czele technologicznego wyścigu zbrojeń?
Jeśli coś nazywa się „Formułą 1” to faktycznie – musi być najlepszy, najszybszy, najmocniejszy. Musi być „1”, musi zawsze wykorzystywać najnowocześniejsze technologie, wyznaczać trendy, otwierać rywalizację bolidów na torze na coraz to nowe technologiczne możliwości. Ale Puchar Ameryki nigdy taki nie był, nie musiał. Puchar Ameryki to coś znacznie więcej. Jeśli jutro Grant Dalton (CEO Emirates Team New Zealand) ogłosi na konferencji prasowej, że kolejna edycja regat odbędzie się na Zalewie Zegrzyńskim, a syndykaty rywalizować będą na łódkach klasy Omega – to wciąż będzie Puchar Ameryki. Jeśli ogłosi, że wracamy do klasy J, czy nawet klasycznych kutrów gaflowych – nie ujmie to absolutnie niczego tej rywalizacji.
Na tym polega magia Pucharu Ameryki. Nie musi niczego nikomu udowadniać. Bez względu na format regat, klasę jednostek czy prędkość – zawsze będzie jednym z najbardziej pożądanych trofeów w żeglarskim świecie. Nigdy nie będą to regaty tanie, ale nie ma najmniejszego powodu by robić z nich kosmiczny wyścig zbrojeń za setki milinów dolarów. Nie ma takiej potrzeby.