"Nie znam się, to się wypowiem"
Cały polski Internet obiegła wczoraj grafika stworzona przez niejakiego Jacka Gadzinowskiego, który porównał nakłady przeznaczane z budżetu państwa na piłkę nożną oraz kitesurfing. Autorowi wyszło, że odnoszący sukcesy polscy specjaliści od „deski z latawcem” nie otrzymują z Ministerstwa Sportu ani grosza, a nieudacznicy Fornalika inkasują z publicznej kasy ponad 7 milionów złotych. Wielkie oburzenie przetoczyło się przez serwisy społecznościowe, a ludzie prześcigali się w kategorycznych osądach i pomysłach na zmianę sytuacji. Szkoda tylko, że niewielu z nich ma jakiekolwiek pojęcie o finansowaniu sportu w Polsce. Klasyczny motyw pt. „nie znam się, to się wypowiem”.
Niestety, z zestawieniem pana Gadzinowskiego jest jak z tymi samochodami, które ponoć rozdawano na Placu Czerwonym. Okazało się, że nie samochody, a rowery i nie rozdawali, tylko kradli. Wszystko inne się zgadza. Zaczynając od samego początku – nie wiem skąd ów autor wziął kwotę 7.8 miliona. Mimo dość dużej umiejętności przeczesywania Internetu, nie natrafiłem na nią nigdzie. Oczywiście nikomu to nie przeszkadza, nikt nie zadał sobie trudu aby to zestawienie jakkolwiek zweryfikować. Kilka tysięcy ludzi całkowicie bezrefleksyjnie „udostępniło” zdjęcie i prześcigało się w ferowaniu wyroków. Moim oczom ukazał się więc prawdziwy festiwal komentarzy o tym, jak to reprezentacja Polski gra za publiczne pieniądze, jak to ciepłe związkowe posadki utrzymywane są z budżetu państwa i jak to z naszych podatków żyją sobie w luksusie „leśne dziadki”.
Większych bzdur dawno nie czytałem, ale nie to jest najsmutniejsze. Najgorsza w tym wszystkim jest świadomość, że na tym przykładzie możemy jak na dłoni zobaczyć, jaki jest wśród ludzi stan wiedzy na temat otaczającej rzeczywistości. Żaden. Ludzie „łykną” każdą, nawet największą bzdurę. Wystarczy tylko, że będzie ładnie opakowana. W przypadku powyższego obrazka wystarczyło wykorzystać rozczarowanie kibiców meczem z Ukrainą. Nikt nie zadał sobie trudu, aby te liczby sprawdzić, nikt nie pomyślał, czy aby na pewno to prawda, większość nie ma nawet pojęcia o tym w jaki sposób finansowany jest sport wyczynowy w Polsce, z czego utrzymuje się PZPN i jak w rzeczywistości działa.
A jak to NAPRAWDĘ wygląda, panie Gadzinowski? Faktem jest, że finanse PZPN nie są jawne i trudno tutaj doszukać się konkretnych wyliczeń. Google jednak nie gryzie. Można przyjąć, że dotacja Ministerstwa Sportu dla PZPN wynosi, według różnych źródeł, od 3 do 6 milionów złotych. Budżet piłkarskiej centrali wynosi z kolei ok. 50-60 milionów złotych, więc można założyć że publiczna kasa to 5-10% całego budżetu. W dodatku nie są to pieniądze dla Reprezentacji, ale dla PZPN jako takiego. Mają też konkretne przeznaczenie. Znów muszę rozczarować fanów kitesurfingu – pieniądze te przeznaczane są na to, na co przeznaczane powinny być wszystkie pieniądze z Ministerstwa Sportu – na młodzież. Na kluby juniorskie, UKS’y itp. Wypada tylko ubolewać, że na dzieciaki idzie tak niewiele pieniędzy, bo co to jest 3 miliony złotych w skali całego kraju? Nie oszukujmy się – PZPN zapewne niewiele więcej przeznacza na młodzież z własnej kieszeni, ale to już zupełnie inny temat. Konkluzja jest jedna: pieniądze z budżetu państwa nie idą na utrzymanie ciepłych posadek w PZPN, nie idą także na pensję dla Lewandowskich i Błaszczykowskich.
Może niektórym trudno w to uwierzyć, inni doznają szoku poznawczego, ale PZPN jest instytucją całkowicie SAMOFINANSOWANĄ. To właśnie dlatego kilku ministrów (i jedna ministra) sportu nie mogło zrobić nic, nawet w czasach największej korupcyjnej zapaści. Dlatego kurator był bezsilny, podobnie jak wszyscy politycy. PZPN to prywatne stowarzyszenie, zarabia na siebie.
Jak to mniej więcej wygląda? W Internecie można znaleźć informację, że budżet PZPN to w 2012r. ok 65 mln PLN. 45 mln pochodzi z umów sponsorskich, wpływów za transmisje i dotacji UEFA, 9 mln pochodzi ze sprzedaży biletów, 4,5 mln to przychody z opłat transferowych i opłaty klubów i w końcu 3 mln z Ministerstwa Sportu. 3 miliony z publicznych pieniędzy, przekazywane na dofinansowanie Uczniowskich Klubów Sportowych i piłkarskich szkółek. Już kiedyś pisałem, że w mojej ocenie publiczne pieniądze powinny być przeznaczane TYLKO na wsparcie sportu młodzieżowego. Zawodowcy powinni radzić sobie sami – czy to piłkarze, rugbyści, czy kitesurferzy. Podoba się to komuś czy nie – piłkarze sobie radzą i nie widzę powodu, dla którego ktokolwiek miałby mówić, na co PZPN wydaje zarobione przez siebie pieniądze.
Uspokajam więc wszystkich oburzonych Internautów – z Waszych podatków PZPN ani kadra przegrywająca mecz za meczem utrzymywane nie są.
Jeśli jednak tak bardzo przeszkadza Wam ta reprezentacja, sposób na jej „niefinansowanie” jest kilka:
- Nie chodź na mecze reprezentacji. Według sekretarza związku mecze z Ukrainą i San Marino na Stadionie Narodowym dały 10 milionów złotych przychodu. Nie kupuj biletów – organizatorzy zarobią mniej. Będzie co przekazać kitesurferom.
- Jak łatwo dostrzec, większa część budżetu to pieniądze od sponsorów i praw telewizyjnych. Co tutaj może zrobić zbuntowany fan deski z latawcem? Np. nie oglądać meczów kadry w TV. Im mniejsza oglądalność, tym przy kolejnym przetargu na prawa TV mniej pieniędzy dla związku od firmy SportFive. Wystarczy zmienić kanał – nic prostszego. Jeśli wkurza Cię te 60 milionów rocznego budżetu absolutnie nie możesz także robić zakupów w Biedronce, ani pić Cisowianki.
Wszystko można sprowadzić do absurdu. Najgorsze jest jednak to, że ludziom wydaje się, że wiedzą o czym mówią. A fakty są takie, że komentują otaczającą rzeczywistość, nie mając absolutnie żadnego pojęcia o tym, jak to wszystko funkcjonuje. To przerażające, bo jeśli przyjmiemy, że ta sprawa to jakaś „próbka badawcza” która potwierdza się w innych dziedzinach życia i jeśli uświadomimy sobie, że ludzie dokonują znacznie poważniejszych wyborów mając dokładnie takie samo rozeznanie (a raczej jego brak) w kwestiach społecznych, politycznych i ekonomicznych, to „przestaje być śmieszno, a zaczyna być straszno”…
ps. Polski Związek Żeglarski również otrzymuje subwencje z budżetu, więc nie zdziwię się jeśli to „0” po stronie pani Karoliny to również kwota całkowicie zmyślona. No, ale wtedy nie wyglądałoby już tak ładnie, prawda?